Rok 2020 dla większości z nas jest ogromnym zaskoczeniem. Dla osób, których pasją są podróże, jest to spory cios. Kilkumiesięczna izolacja w kraju dała nam wiele powodów do myślenia o tym, co będzie dalej. Po otwarciu granic większość polskiego społeczeństwa jednak pozostała w kraju i spędziła wakacje nad zatłoczonym morzem czy w górach. Mój czas wakacyjny przypadł na połowę września, a że jestem zwolennikiem tropikalnego klimatu, postawiłem na wyjazd zagraniczny. Nie miałem wielkiego wyboru, dlatego wróciłem ponownie do Grecji, tym razem na wyspę Rodos położoną na Morzu Egejskim.
Po dwudniowym leniuchowaniu na plaży wybraliśmy się statkiem do chyba najbardziej popularnej miejscowości turystycznej — Lindos. Nad miastem wznosi się monumentalny akropol z ruinami świątyni Ateny. Labirynt wąskich uliczek zachęca do spacerów i poszukiwań przytulnej restauracji z pyszną grecką kuchnią, a piaszczyste plaże i krystalicznie czysta woda do kąpieli. Idealnie spędzony dzień w starożytnym klimacie.
Kolejnego dnia wybraliśmy się na Symi. To nieduża wyspa, gdzie wydaje się, że czas płynie wolniej. Miejsce to słynie przede wszystkim z tradycyjnej architektury oraz pięknych kościołów i klasztorów. Turyści, którzy odwiedzają wyspę Symi, odnajdują tu spokój i kwintesencję greckiej kultury, ukrytą w murach kolorowych domków i regionalnych wyrobach.
Podczas tego wyjazdu namówiłem znajomych na podziwianie wschodu słońca. Niesamowity widok, jak rodzi się kolejny piękny dzień. Teraz już wiem, że podczas wakacji też warto wstać skoro świt.
.