Wyjazd do Indii zaliczam do najbardziej spontanicznych w moim życiu. Nigdy nie przypuszczałem, że odważę się na taką przygodę. Moja przyjaciółka mieszka w Delhi i zaprosiła mnie do siebie na wesele. Nie mogłem jej odmówić i już następnego dnia kupiłem bilety lotnicze oraz złożyłem wniosek o wydanie wizy turystycznej. Po miesiącu byłem już w Indiach. Marzec to idealna pora na wakacyjny wyjazd do słonecznych krajów kiedy w Polsce jest szaro i zimno.
Podróż do Indii minęła spokojnie, lecz z małymi niespodziankami. Na początku mój autobus nie zatrzymał się na przystanku i musiałem czekać na następny z myślą, że spóźnię się na samolot. Na lotnisku okazało się, że moja przyjaciółka ma problem z wizą do Indii. Na koniec rozkoszując się białym winem prawie spóźniliśmy się na samolot. Dalsza podróż minęła bez większych problemów.
Z dalekich podróży najbardziej zawsze zapamiętuje moje pierwsze wrażenia kiedy jestem już na miejscu i chłonę wszystko nowe co mnie otacza dookoła. Indie zawsze były moim marzeniem, ale też wzbudzały we mnie strach i niepokój. Dużo słyszałem, widziałem w telewizji i przeczytałem w książkach, ale obraz jaki zobaczyłem na własne oczy spotęgował wszystko do maksimum. Delhi przywitało nas pełnym słońcem, gorącym powietrzem i typowym zapachem dla krajów dalekiego wschodu, który znam z Tajlandii. Niestety cały ten urok skradł wszechobecny brud, który ukazywał nam się z każdej strony, na każdej ulicy, w każdym możliwym zakątku. Nigdy nie widziałem takiej ilości śmieci na ulicy i miałem ochotę sam wziąć worek i zacząć sprzątać. Ruchem ulicznym w Delhi rządzi dźwięk klaksonu a ilość pasów jest kreowana przez kierowców, którzy potrafią na swoim skuterze zapakować cały swój dobytek lub rodzinę. Nie można przy tym zapomnieć o krowach, które królują na drodze swobodnie relaksując się podczas największego natężenia ruchu. Trudno jest to opisać słowami to trzeba zobaczyć.
Następnego dnia odbyło się wesele mojej przyjaciółki z którą znamy się od szkoły średniej. Kobiety od samego rana przebywały w salonie piękności robiąc się na bóstwo, ale panowie nie pozostawali w tyle w tej kwestii. Wraz z kuzynami męża mojej przyjaciółki wybraliśmy się na masaż i do fryzjera. Wieczorem odbyło się tradycyjne przyjęcie weselne. Para młoda wyglądała niesamowicie, jak z bajki a nasz przyjaciółka jak prawdziwa indyjska księżniczka. Największym jednak przeżyciem dla mnie był udział w głównej ceremonii zaślubin, gdzie maiłem przyjemność brać czynny udział. Było to dla mnie coś wyjątkowego i cieszę się, że mogłem tego doświadczyć.
Kolejnego dnia pojechaliśmy do Riszikesz – światowa stolica jogi, gdzie wkońcu było czysto a cały teren pokryty był zielenią i pięknymi kwiatami. Poranek zaczęliśmy od jogi oddechowej. Ciężko było wstać o 5 rano, ale było warto. Następnie pojechaliśmy wyżej w głąb gór gdzie rzeka Ganges jest jeszcze czysta jak łza a widoki zapierają dech w piersiach. Niespodzianką dla nas było, że w czasie naszego pobyty w Indiach mieliśmy przyjemność uczestniczyć w Holi czyli święcie kolorów. Kupiliśmy kolorowe proszki i zaczęliśmy nawzajem się obsypywać.
Niestety wszystko co dobre szybko się kończy i zbliżał się czas powrotu. Ostatni dzień poświęciliśmy na zwiedzanie Delhi i zakupy. W dniu wylotu na lotnisku dowiedzieliśmy się, że nas lot został skasowany. Byliśmy załamani cała tą sytuacją ale humor szybko nam wrócił kiedy zabrano nas do luksusowego hotelu. Podróż z mały poślizgiem czasowym minęła szybko i bez większych komplikacji.